Aktualności
Czynimy starania, żeby ewentualnie wprowadzić dopłaty do strat poniesionych przez zakłady nawozowe i żeby można było tymi nawozami handlować w cenie 3-4 tys. zł za tonę - powiedział w środę w Rawiczu (woj. wielkopolskie) wicepremier, minister rolnictwa Henryk Kowalczyk.
Czynimy starania, żeby ewentualnie wprowadzić dopłaty do strat poniesionych przez zakłady nawozowe i żeby można było tymi nawozami handlować w cenie 3-4 tys. zł za tonę - powiedział w środę w Rawiczu (woj. wielkopolskie) wicepremier, minister rolnictwa Henryk Kowalczyk.
- W tej chwili czynimy starania, mam nadzieję, że dojdzie to do skutku, że KE na to pozwoli, żeby ewentualnie wprowadzić dopłaty do strat poniesionych przez zakłady nawozowe i żeby można było tymi nawozami handlować w cenie 3-4 tys. zł (za tonę - PAP) - powiedział Kowalczyk.
Dodał, że ceny nawozów powoli się stabilizują.
- Pieniądze na dopłaty potencjalnie mamy, więc mam nadzieję, że jeśli będą takie przepisy europejskie to będziemy to stosować - wskazał szef resortu rolnictwa.
Dopytywany przez jednego z uczestników spotkania o skalę eksportu polskich nawozów, zyski spółek skarbu państwa produkujących nawozy sztuczne oraz możliwość obniżenia ich ceny do 2 tys. zł za tonę minister zaznaczył, że "tego eksportu dużo nie było".
- Rzeczywiście było tak, że były nawet oferty 7-8 tys. zł za tonę przy cenie gazu powyżej 300 euro za 1 MWh, stąd bardzo mocno czekaliśmy na to rozporządzenie UE umożliwiające dotację pokrywającą straty, jeśli chodzi o zakłady nawozowe. Ten system mam nadzieję zafunkcjonuje - powiedział.
Wicepremier ocenił, że cena 3,5 tys. zł za tonę nawozów raczej gwałtownie nie spadnie, chyba że w sposób istotny obniżą się ceny gazu, np. w przypadku przegranej Rosji w wojnie z Ukrainą. - Obawiam się, że może być też taka sytuacja, że przyjdą 20 stopniowe mrozy i gaz pójdzie do góry, więc znowu może być groźba zwyżki cen - zaznaczył minister.
Mam nadzieję, że wejdzie w życie to rozporządzenie, będziemy tymi dopłatami (...) trzymać ceny nawozu rzędu 3-4 tys. zł, nie więcej - powiedział Kowalczyk.
Szef resortu rolnictwa zwrócił uwagę, że zyski zakładów nawozowych w tym roku nie były tak duże, bo tego typu firmy zarabiają na innej produkcji chemicznej. - Nawozy to jest połowa sprzedawanego asortymentu - wskazał. Dodał jednocześnie, że zarządy spółek nawozowych nie mogą świadomie decydować o produkcji poniżej kosztów, bo za to grozi odpowiedzialność karna. - Trzeba ich zrozumieć - mówił.
Minister wskazał, że nawet przy wprowadzeniu odpowiednich dopłat i obniżeniu ceny nawozów istnieje ryzyko, że będą one wywożone do innych państw europejskich. - My tu dopłacamy, a inni rolnicy skorzystają - zaznaczył.
Wskazał, że nawozy już są dystrybuowane przez sieć sprzedaży spółki Agrochem. - Oni też pilnują, żeby nie szło to do dystrybutorów, nie szło to za granicę, tylko żeby pojedynczy rolnik to kupował. I druga sieć - Krajowa Grupa Spożywcza. Próbujemy tę Krajową Grupę Spożywczą którą mamy, żeby ona też (sprzedawała nawozy) - powiedział.
Te dwa systemy sprzedaży i handlu nawozami byłyby takim wzorem dla pośredników i dystrybutorów prywatnych - ocenił minister rolnictwa.
Według niego jeśli nawozy będą kosztować 7-8 tys. zł to rolnicy ich nie kupią, w efekcie spadną plony, co "jest bardzo niebezpieczne w tym momencie".