Reklama
Grafika reklamowa nr 297 Grafika reklamowa nr 297
Reklama
Grafika reklamowa nr 299 Grafika reklamowa nr 299
Reklama
Grafika reklamowa nr 294
Reklama
Grafika reklamowa nr 85 Grafika reklamowa nr 85
Reklama
Grafika reklamowa nr 296
Znajdujesz się w: Aktualności Archiwum

Żywność ekologiczna i tradycyjna pożądana przez Amerykanów

Żywność ekologiczna i tradycyjna pożądana przez Amerykanów

2016-03-04 16:52
Amerykanie zaczynają szukać żywności ekologicznej, pochodzącej z miejsc, gdzie dba się o zrównoważony rozwój, dobrostan zwierząt i szanuje dawne rolnicze zwyczaje.

Amerykanie zaczynają szukać żywności ekologicznej, pochodzącej z miejsc, gdzie dba się o zrównoważony rozwój, dobrostan zwierząt i szanuje dawne rolnicze zwyczaje. Na lokalną skalę te potrzeby na swej farmie w  Wirginii próbuje zapewnić Charles Junior Isbell.

Na terenie prowadzonego od 10 lat gospodarstwa stoją niewielkie silosy, za kurnik służą dwie stare przyczepy kempingowe. Są też chlew, obora i niewielki sklepik. Dom stoi nieco dalej.

Farma jak na USA jest dość nietypowa - hoduje się na niej różne zwierzęta i uprawia różne rośliny. Nie ma organizmów modyfikowanych genetycznie, nie stosuje się też sztucznych nawozów i hormonów wzrostu.

Na 350 akrach ziemi (ok. 140 ha) pracują cztery osoby: 30-letni Charles Junior, zwany CJ (wym. sidżej), jego żona Jessica, jego ojciec oraz kuzyn. Połowa ziemi należy do nich, resztę dzierżawią. Los dla rodziny nie był łaskawy - dziadek CJ-a po kryzysie w latach 80. musiał się pozbyć części gospodarstwa. Dopiero w 2006 roku CJ przygotował plan, który pozwolił odzyskać farmę i postawić na nogi.

"Dostrzegliśmy, że istnieje duże lokalne zapotrzebowanie na produkty zwierzęce. Zaczęliśmy więc od wołowiny, rozszerzyliśmy z czasem na wieprzowinę, kurczaki, indyki i jaja. Było też zapotrzebowanie na niemodyfikowane genetycznie zboża. I ponieważ nie ma źródła zbóż bez GMO przeznaczonych na pasze, a nasi klienci domagali się, by ich zwierzęta dostały coś takiego, rozpoczęliśmy własne uprawy" - tłumaczy CJ.

Rolnik śmieje się, że farma okazała się tak wielkim sukcesem, iż w  ciągu 10 lat udało się zrealizować biznesplan na kolejne dwudziestolecie. Klienci zgłaszają się sami, sprzedaż ułatwia internet. Choć zasięg produkcji jest niewielki, z farmy CJ-a żywność trafia bezpośrednio do klientów, którzy coraz bardziej świadomie patrzą na swoje potrzeby. Chcą jeść żywność zdrową, naturalną i pozbawioną chemii oraz modyfikacji genetycznych. I oczywiście smaczną. "Dziennie odbieram jakieś 20 telefonów, otrzymuję 60 maili. Ludzie sami nas szukają" - podkreśla.

CJ swe produkty dostarcza też na coraz popularniejsze targi rolnicze. Klienci muszą jednak mieszkać maksymalnie półtorej godziny jazdy od gospodarstwa.

Farmer zwraca uwagę, że żywność ekologiczna w Stanach Zjednoczonych jest certyfikowana przez specjalne organizacje. Ale on sam nie wystąpił o  świadectwa, gdyż nie uważa tego za konieczne i nie wymagają tego jego klienci. Za swoją działalność i tak otrzymał kilka wyróżnień. "Dla nas niektóre standardy ekologiczne nie spełniają tego, co uważam za ekologiczną, naturalną i zrównoważoną produkcję" - mówi. Według niego wzorem w tej kwestii mogłyby być regulacje europejskie. "Dla wielu naszych klientów ważne jest jednak, że mogą przyjść, uścisnąć rękę i  zobaczyć miejsce, w którym powstaje ich żywność" - podkreśla.





Nie boi się konkurencji, zwłaszcza ze strony wielkoobszarowego rolnictwa przemysłowego, tak charakterystycznego dla USA, szczególnie Wielkich Równin Środkowego Zachodu. "Dla nas największą ochroną jest sposób uprawy, a także różnorodność tego, co uprawiamy. To daje nam przewagę nad konkurencją na rynku" - mówi.

"Nasz sąsiad uprawia 5 tys. akrów. To całkowicie inna działalność. Ale to co mamy, funkcjonuje. Szukamy tylko sposobów dotarcia na rynki i  tego, jak działając na małą skalę, osiągać zyski" - zaznacza.

Pytany, czy nie boi się zanieczyszczeń, np. z upraw GMO prowadzonych przez sąsiada, tłumaczy, że stara się im zapobiegać. "Próbujemy być z  nimi w kontakcie i dowiadywać się, jaki mają płodozmian na wypadek, gdybyśmy planowali sianie kukurydzy, a obok za miedzą też sialiby kukurydzę" - wyjaśnia. "Ale zanieczyszczenia są nie do uniknięcia, ponieważ pszczoły latają na odległość do 5 mil. Jeśli jest coś w zasięgu 5 mil, może dojść do zanieczyszczenia. Więc to nieuniknione w produkcji w USA" - dodaje.

CJ nie obawia się też konkurencji z Europy w razie otwarcia rynku i  zawarcia umowy o wolnym handlu. Jego zdaniem takie porozumienie przyczyni się do poprawy jakości żywności w Ameryce. "Operujemy na zupełnie innych rynkach" - zauważa. Zastanawia się jednak, jak liberalizacja handlu wpłynie na ceny.

Farmer CJ skarży się, że mimo coraz większej liczby farmerów podobnych do niego, nie ma wystarczająco dużej siły, zdolnej przełamać lobby rolnictwa przemysłowego. Ale cieszy się, że powoli zmienia się świadomość konsumentów, która prowadzi do poszukiwania przez nich żywności lepszej jakości.




e-warzywnictwo.pl

Prognoza pogody

POZNAŃ Pogoda

Fotogalerie

Niniejszy serwis internetowy stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Informacja na temat celu ich przechowywania i sposobu zarządzania znajduje się w Polityce prywatności. Jeżeli nie wyrażasz zgody na zapisywanie informacji zawartych w plikach cookies - zmień ustawienia swojej przeglądarki.